
![]()
Godzilla kontra Król Ghidorah (1991)
Gojira vs. Kingu Gidora
Godzilla vs. King Ghidora
„Godzilla kontra Król Ghidorah” z 1991 roku to jeden z najbardziej kontrowersyjnych i zarazem ambitnych filmów z okresu tzw. ery Heisei w historii franczyzy. Tym razem twórcy postanowili sięgnąć po temat podróży w czasie, zderzając klasyczną ikonografię kaijū z elementami science fiction rodem z „Terminatora” czy „Powrotu do przyszłości”. Efektem jest film dziwaczny, nieco chaotyczny, ale bez wątpienia fascynujący – zwłaszcza dla tych, którzy dobrze znają historię Godzilli i mają słabość do jego największego przeciwnika: trójgłowego smoka z kosmosu.
Fabuła rozpoczyna się od wizyty tajemniczych przybyszy z przyszłości – tzw. Futurian – którzy ostrzegają Japonię przed nadchodzącym zniszczeniem z rąk Godzilli. Proponują rozwiązanie: cofnięcie się w czasie do 1944 roku, by uniemożliwić powstanie potwora, zanim jeszcze mutacja spowodowana bombą atomową przemieni prehistorycznego dinozaura w nuklearnego giganta. Plan zostaje zrealizowany, lecz oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z założeniami. Zamiast zapobiec katastrofie, Futurian tworzą nowego przeciwnika – potwora o imieniu King Ghidorah, którego kontrolują i wysyłają przeciw Japonii. Ostatecznie jednak Godzilla powraca, silniejszy niż kiedykolwiek, i dochodzi do jednej z najbardziej widowiskowych konfrontacji w całej serii.
Film próbuje łączyć bardzo różne tony. Z jednej strony mamy tu militarystyczną i historyczną otoczkę – odwiedziny na polu bitwy w czasie II wojny światowej, refleksje nad narodową tożsamością i przyszłością Japonii – z drugiej strony pojawiają się androidy, latające spodki, laserowe działa i potwory zmutowane przez biotechnologię z przyszłości. Momentami scenariusz sprawia wrażenie przeładowanego, jakby twórcy chcieli zmieścić trzy różne filmy w jednym. A mimo to całość ogląda się z pewną fascynacją – nie tyle dla logiki opowieści, ile dla pomysłowości i rozmachu.
Godzilla w tej odsłonie to siła nie tyle zła, co niepowstrzymana. Jego gniew jest równie skierowany przeciw ludziom, co przeciw sztucznie stworzonym kreaturom z przyszłości. Wizualnie film prezentuje się bardzo solidnie – efekty specjalne jak na początek lat 90. robią wrażenie, a Ghidorah, z trzema ziejącymi ogniem głowami i mechanicznymi ulepszeniami, wygląda naprawdę imponująco. Muzyka Akiry Ifukube powraca w pełnej chwale, podbijając zarówno patos, jak i nostalgiczny klimat wielu scen.
Film nie ustrzegł się jednak kontrowersji. Szczególnie krytykowany był za sposób, w jaki przedstawia amerykańskich żołnierzy w scenach z II wojny światowej, a także za nacjonalistyczny ton niektórych fragmentów – zwłaszcza w kontekście gloryfikacji japońskiej przeszłości militarnej. Choć dla wielu widzów są to detale, dla innych stają się trudne do zignorowania.
„Godzilla kontra Król Ghidorah” to film nierówny, ale odważny. Zamiast bezpiecznego powtórzenia znanych schematów oferuje historię pełną niespodzianek, próbującą odpowiedzieć na pytanie, kim naprawdę jest Godzilla – potworem, bohaterem, ofiarą, czy może symbolem japońskiej traumy i niepokoju wobec przyszłości. To film, który balansuje na granicy kiczu i powagi, chaosu i geniuszu, ale dzięki temu zostaje w pamięci. Dla fanów serii to jeden z tych tytułów, które po prostu trzeba zobaczyć – jeśli nie dla spójności fabularnej, to dla śmiałego podejścia do mitycznej figury potwora i jego najgroźniejszego przeciwnika.